wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 2.

Otworzyłam drzwi domu i znieruchomiałam. Poczułam gości. Stary pergamin, dobre wino: zapach
Darcy Night-shade roztaczał aurę arystokratycznej elegancji. Ale jej ochroniarze wypełniali dom
nieznośnym odorem wrzącej smoły i palonych włosów.
- Rose! - Głos Darcy ociekał miodem.
Skuliłam się, próbując pozbierać myśli, i weszłam do kuchni z mocno zaciśniętymi ustami. Nie
chciałam oprócz zapachu tych istot poczuć też ich smaku.
Darcy siedziała przy stole naprzeciw alfy swojego klanu, czyli mojego ojca. Była niesamowicie
sztywna, doskonale upozowana, z czekoladowymi lokami zebranymi w kok na karku. Była ubrana
w typowy dla siebie, nieskazitelny hebanowy garnitur i świeżą białą koszulę z wysokim
kołnierzykiem. Chroniły ją dwie zmory, wiszące jak cienie tuż nad jej szczupłymi barkami.
Wciągnęłam policzki i przygryzłam je od środka. Tylko dzięki temu nie wyszczerzyłam zębów
na widok ochroniarzy.
- Usiądź, moja droga. - Darcy wskazała mi krzesło. Przesunęłam krzesło blisko ojca i kucnęłam
na nim, zamiast usiąść. Nie potrafiłam się rozluźnić, kiedy zmory były tak blisko.
Czy już wie o moim przestępstwie? Przyszła tu zarządzić egzekucję?
- Zostało ci już tylko trochę ponad miesiąc czekania, moja śliczna - mruknęła. - Cieszysz się na
unię?
Wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam, nawet o tym nie wiedząc.
- Jasne - odparłam.
Darcy zetknęła końce palców obu dłoni przed twarzą.
- Tylko tyle masz do powiedzenia na temat swojej świetlanej przyszłości?
Ojciec parsknął śmiechem.
- Rose nie jest taką romantyczką jak jej matka, pani.
Mówił pewnym głosem, ale jego ostrzegawcze spojrzenie padło na mnie. Przeciągnęłam
językiem po kłach, które zaostrzały się w moich ustach.
- Rozumiem - powiedziała Darcy, obrzucając mnie wzrokiem od stóp do głów.
Założyłam ręce na piersi.
- Leo, mógłbyś ją nauczyć lepszych manier. Oczekuję, że moje samice alfa będą uosobieniem
dystynkcji. Naomi zawsze pełniła swoją funkcję z niedoścignionym wdziękiem.
Wciąż na mnie patrzyła, więc nie mogłam wyszczerzyć na nią zębów, choć miałam ochotę.
Dystynkcja, jeszcze czego. Jestem wojowniczką, a nie twoją kandydatką do tytułu miss.
- Myślałam, że będziesz zadowolona z naszego wyboru, moja droga - powiedziała. - Jesteś
piękną alfą. A w klanie Ognia Nocy nie było do tej pory tak wspaniałego samca jak Liam. Nawet Paul to przyznaje. Te gody przyniosą korzyść nam wszystkim. Powinnaś być wdzięczna, że będziesz
miała takiego partnera.
Zacisnęłam zęby, ale spojrzałam jej w oczy bez zmrużenia powiek.
- Szanuję Liama. Jest moim przyjacielem. Wszystko będzie dobrze.
Przyjacielem... powiedzmy. Liam patrzy na mnie jak na słoik z ciastkami i nie miałby nic
przeciwko temu, gdyby przyłapano go z ręką w tym słoiku. Ale nie on zapłaciłby za kradzież.
Chociaż od dnia naszych zaręczyn musiałam strzec własnej cnoty, nie spodziewałam się, że
odgrywanie policjanta w naszym związku będzie takie trudne. Ale Liam nie lubił przestrzegać zasad
gry. I był na tyle kuszący, że chwilami zastanawiałam się, czy nie warto zaryzykować i dać mu
posmakować tego, na co czekał.
- Dobrze? - powtórzyła Darcy. - Ale czy ty pragniesz tego chłopaka? Paul byłby wściekły,
gdyby uznał, że drwisz sobie z jego następcy. - Zabębniła palcami w stół.
Wbiłam wzrok w podłogę, przeklinając rumieniec, który zalał mi policzki. Do cholery, jakie
znaczenie ma pragnienie, skoro nic nie mogę z nim zrobić? W tej chwili jej nienawidziłam.
Mój ojciec odchrząknął.
- Pani, unia jest zaplanowana od dnia narodzin dzieci. Klany Płonienia Nocy i Ognia Nocy są oddane
jej idei. Podobnie jak moja córka i syn Paula
- Już mówiłam, wszystko będzie dobrze - szepnęłam. Z moimi słowami wymknęło się echo
warkotu.
Srebrzysty śmiech kazał mi znów spojrzeć na Opiekunkę. Patrzyła, jak się wiję, i uśmiechała się
protekcjonalnie. Posłałam jej wściekłe spojrzenie, bo nie mogłam już dłużej ukrywać oburzenia.
- Doprawdy? - Przeniosła wzrok na mojego ojca. -Ceremonia nie może zostać przerwana ani
odłożona. Pod żadnym pozorem.
Wstała i wyciągnęła rękę. Ojciec wycisnął krótki pocałunek na jej bladych palcach. Zwróciła się
do mnie. Niechętnie wzięłam jej dłoń, pokrytą delikatną skórą, starając się nie myśleć o tym, jak
wielką mam ochotę ją ugryźć.
- Wszystkie godne samice są dystyngowane, moja droga. - Dotknęła mojego policzka i
przesunęła po nim paznokciami tak mocno, że aż drgnęłam.
Poczułam mdłości.
Jej szpilki wystukiwały ostry rytm na płytkach, kiedy wychodziła z kuchni. Zmory popłynęły za
nią; ich bezszelestny pochód był bardziej niepokojący niż jej drażniące kroki. Podciągnęłam kolana
do piersi i oparłam o nie policzek. Odetchnęłam dopiero, kiedy usłyszałam trzask drzwi.
- Jesteś strasznie spięta - powiedział ojciec. - Coś się stało na patrolu?
Pokręciłam głową.
- Przecież wiesz, że nie cierpię zmor.
- Wszyscy nie cierpimy zmor. Wzruszyłam ramionami.
- Po co ona tu w ogóle przyszła?
- Żeby porozmawiać o zaślubinach.
- Żartujesz. - Zmarszczyłam brwi. - Tylko z powodu mnie i Liama?
Ojciec ze znużeniem przetarł oczy dłonią.
- Rose, byłoby dobrze, gdybyś nie traktowała tych zaślubin jak kółka, przez które trzeba
przeskoczyć. Stawka jest o wiele wyższa niż tylko ty i Liam. Od kilku dziesięcioleci nie tworzono
nowego klanu. Opiekunowie są nerwowi.
- Przepraszam - powiedziałam, choć wcale nie było mi przykro.
- Nie przepraszaj. Zachowuj się poważnie. Wyprostowałam się.
- Paul też był tu wcześniej. - Ojciec się skrzywił.
- Co? - sapnęłam. - Po co?
Nie potrafiłam sobie wyobrazić cywilizowanej rozmowy między Paulem Paynem a jego
rywalem, alfą konkurencyjnego klanu.
Głos ojca był zimny.
- Z tego samego powodu, co Darcy.
Ukryłam twarz w dłoniach; moje policzki znów płonęły.
- Rose?
- Przepraszam, tato - wymamrotałam, przełykając zażenowanie. - Ale rzecz w tym, że Liam i ja
dobrze się dogadujemy. Jesteśmy przyjaciółmi, w pewnym sensie. Od dawna wiemy o unii. Nie
rozumiem, jakie mogłyby być problemy. Jeśli Liam ma jakieś obawy, to dla mnie nowość. Ale to
wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby inni po prostu dali nam spokój. Presja nie pomaga.
Kiwnął głową.
- Witaj w klubie. Tak wygląda życie alfy. Presja nigdy nie pomaga. I nigdy nie znika.
- Cudownie. - Westchnęłam i wstałam z krzesła. -Mam lekcje do odrobienia.
- Więc dobranoc - powiedział cicho.
- Dobranoc.
- Ach, Rose?
- Tak? - Zatrzymałam się u stóp schodów.
- Nie złość się za bardzo na mamę.
Zmarszczyłam brwi i ruszyłam schodami. Kiedy dotarłam do swojego pokoju, wrzasnęłam.
Wszędzie były porozrzucane ciuchy. Przykrywały łóżko, podłogę, zwisały z nocnej szafki i lampy.
- Tak nie może być! - Matka wycelowała we mnie oskarżycielski palec.
- Mamo!
Trzymała w ręku jedną z moich ulubionych koszulek, z trasy koncertowej Katty Perry.
- Czy ty masz cokolwiek ładnego? - Potrząsnęła mi koszulką przed twarzą.
- Zdefiniuj pojęcie „ładne" - odszczeknęłam.
Przełknęłam jęk, rozglądając się za ubraniami, które szczególnie chciałam ocalić, i usiadłam na
bluzie z napisem „Republikanie głosują na Voldemorta".
- Koronki? Jedwab? Kaszmir? - odparła Naomi. -Cokolwiek poza dżinsem i bawełną?
Skuliłam się, kiedy zmięła w rękach koszulkę z Katty.
- Czy ty wiesz, że Paul tu dzisiaj był? - Spojrzała na łóżko, oceniając górę ciuchów.
- Tato mi powiedział - odparłam cicho, ale wszystko we mnie krzyczało.
Przesunęłam palcami po swoim warkoczu, zwisającym przez ramię, uniosłam koniec i
przygryzłam zębami.
Matka zacisnęła usta i rzuciła koszulkę, żeby oderwać moje palce od włosów. W końcu
westchnęła, usiadła na łóżku obok mnie i ściągnęła gumkę z warkocza.
- I te włosy. - Przeczesała pasma palcami. - Nie mogę pojąć, dlaczego wiecznie je związujesz.
- Bo jest ich za dużo - tłumaczyłam jej. - Przeszkadzają mi.
Usłyszałam podzwanianie długich kolczyków mamy, kiedy pokręciła głową.
- Mój śliczny kwiatku*. Nie możesz dłużej ukrywać swoich atutów. Jesteś teraz kobietą.
Burknęłam zniesmaczona i przeturlałam się po łóżku poza zasięg jej rąk.
- Nie jestem żadnym kwiatkiem. - Odepchnęłam zasłonę włosów z powrotem na plecy.
Rozplecione były niepraktyczne i ciężkie.
- Ależ jesteś, Rose. - Uśmiechnęła się. - Jesteś moją piękną różyczką.
- To tylko imię, mamo. - Zaczęłam zbierać rzeczy. - Nie osobowość.
- Owszem, jesteś różą. - Drgnęłam, słysząc ostrzegawczą nutę w jej głosie. - I przestań sprzątać.
To niepotrzebne,
Moje ręce, ściskające koszulkę, którą podniosłam, zamarły. Matka poczekała, aż odłożyłam na
wpół złożoną koszulkę na narzutę łóżka. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale matka uciszyła
mnie gestem.
- Nowy klan powstanie w przyszłym miesiącu. Będziesz samicą alfa.
- Wiem przecież. - Opanowałam chęć, żeby rzucić w nią brudnymi skarpetami. - Wiem o tym,
odkąd skończyłam pięć lat.
- A teraz przyszła pora, żeby twoje zachowanie to potwierdziło - powiedziała. - Darcy się
niepokoi.
- Tak, wiem. Dystynkcja. Chce dystynkcji. - Poczułam mdłości.
- A Paul niepokoi się, czy życzenia Liama zostaną spełnione - dodała.
- Życzenia Liama? - powtórzyłam, krzywiąc się na piskliwy dźwięk własnego głosu.
Matka podniosła z łóżka jeden z moich biustonoszy. Był z białej, gładkiej bawełny - bo tylko takie
miałam.
- Musimy pomyśleć o przygotowaniach. Czy ty masz jakąś porządną bieliznę?
Znów zaczęły mnie palić policzki. Ciekawe, czy nadmiar rumieńców może prowadzić do
trwałych przebarwień?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
Zignorowała mnie. Mamrocząc pod nosem, zaczęła sortować na kupki moje rzeczy, które, jak się
domyślałam - skoro zabroniła mi sprzątać - dzieliły się na „do przyjęcia" i „do wyrzucenia".
- Liam to samiec alfa i najpopularniejszy chłopak w waszej szkole. Przynajmniej tak słyszałam.
- W jej głosie zabrzmiał smutek. - Z pewnością jest przyzwyczajony do zainteresowania dziewcząt.
Kiedy przyjdzie twój czas, musisz być gotowa, żeby go zadowolić.
Przełknęłam gorycz, zanim znów mogłam mówić.
- Mamo, ja też jestem alfą, pamiętasz? Liam potrzebuje przywódczyni klanu. Potrzebuje
wojowniczki, a nie cheerleaderki.
- Liam potrzebuje, żebyś zachowywała się jak jego partnerka. To, że jesteś wojowniczką, nie
znaczy, że nie możesz być pociągająca. - Jej ostry ton ciął jak nóż.
- Ros ma rację, mamo - rozległ się głos mojego brata. - Liam nie chce cheerleaderki. Z
cheerleaderkami chodził przez ostatnie cztery lata. Pewnie znudził się nimi na śmierć. A moja
siostrzyczka przynajmniej każe mu się starać.
Odwróciłam się i zobaczyłam Zayna opartego o futrynę. Omiótł wzrokiem pokój.
- Uhuu, huragan Naomi uderza, nie pozostawia nikogo przy życiu.
- Zayn - ostrzegła matka, trzymając się pod boki. -Proszę cię, twoja siostra i ja chcemy zostać
same.
- Przepraszam, mamo. - Zayn nie przestawał szczerzyć zębów w uśmiechu. - Ale Barrett i Sasha
są na dole i czekają, żebyś poszła z nimi na nocny patrol.
Zamrugała ze zdumieniem.
- Już tak późno?
Zayn wzruszył ramionami. Kiedy się odwróciła, puścił do mnie oko. Zakryłam usta, żeby ukryć
uśmiech. Matka westchnęła.
- Rose, mówię poważnie. Włożyłam ci do szafy trochę nowych ubrań i oczekuję, że zaczniesz je
nosić.
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwoliła mi się odezwać.
- Od jutra nowe rzeczy albo pozbędę się wszystkich twoich koszulek i podartych dżinsów.
Koniec dyskusji.
Wstała i wyszła z pokoju szybkim krokiem, aż spódnica furkotała jej wokół kostek. Kiedy
usłyszałam jej kroki na schodach, jęknęłam i padłam na łóżko. Stos koszulek okazał się bardzo
dogodny, żeby ukryć pod nim głowę. Miałam ochotę przemienić się w wilka i rozerwać łóżko na
strzępy. Ale wtedy na pewno dostałabym szlaban. Poza tym lubiłam swoje łóżko, a w tej chwili
było jedną z niewielu moich rzeczy, którym nie groziła zagłada.
Materac zaskrzypiał. Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na Zayna. Siedział na rogu łóżka.
- Kolejna budująca sesja umacniania więzi między matką i córką?
- Przecież wiesz. - Przekręciłam się na plecy.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Taak. - Położyłam dłonie na skroniach i spróbowałam rozmasować pulsujący ból, który właśnie
mnie dopadł.
- No więc... - zaczął Zayn. Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. Żartobliwy uśmiech zniknął
z jego twarzy.
- No więc co?
- No więc, jeśli chodzi o Liama... - Głos utknął mu w gardle.
- Wyduś to z siebie, Z.
- Lubisz go? To znaczy, tak naprawdę?
Padłam z powrotem na łóżko. Przykryłam oczy przedramionami, odcinając się od światła.
- Ty też?
Podszedł do mnie na czworakach.
- Chodzi mi o to - powiedział - że jeśli nie chcesz z nim być, to nie powinnaś.
Moje oczy, przykryte rękami, otworzyły się gwałtownie. Przez chwilę nie mogłam oddychać.
- Moglibyśmy uciec. Zostałbym przy tobie - dokończył Zayn ledwie dosłyszalnym głosem.
Usiadłam wyprostowana.
- Zayn - szepnęłam. - Nigdy więcej nie mów takich rzeczy. Nie wiesz co... Po prostu daj temu
spokój, okej?
Zaczął się bawić brzegiem narzuty.
- Chcę, żebyś była szczęśliwa. Byłaś taka wściekła na mamę.
- Jestem wściekła na mamę, ale tylko na mamę, nie na Liama. - Przeczesałam palcami długie fale,
spływające mi po ramionach, i naszła mnie ochota, żeby ogolić głowę.
- Więc nie masz nic przeciwko temu? Żeby być partnerką Liama?
- Nie. Nie mam nic przeciwko temu. - Wyciągnęłam rękę i poczochrałam jego piaskowe włosy. -
A poza tym ty też będziesz w nowym klanie. Tak jak Lucy, Harry i Demi. Mając was u boku,
utrzymam Liama w ryzach.
- W to nie wątpię. - Uśmiechnął się.
- I nikomu ani słowa o ucieczce. Z, to było okropne. A w ogóle od kiedy stałeś się takim
wolnomyślicielem? -Zmrużyłam oczy.
Wyszczerzył na mnie zaostrzone kły.
- Przecież jestem twoim bratem, nie?
- Więc twoja natura zdrajcy to moja wina? - Pacnęłam go dłonią w pierś.
- Wszystkiego, co muszę wiedzieć, nauczyłem się od Ros. Wstał i zaczął podskakiwać na łóżku.
Przeturlałam się na brzeg materaca i zeskoczyłam z niego, z łatwością lądując na nogach. Złapałam brzeg narzuty i pociągnęłam mocno. Zayn ze śmiechem upadł na plecy i jeszcze raz podskoczył na sprężynującym materacu, zanim znieruchomiał.
- Ja mówię poważnie, Zayn. Ani słowa.
- Nie martw się, siostrzyczko. Nie jestem głupi. Nigdy bym nie zdradził Opiekunów -
powiedział. - Chyba że ty byś mnie o to poprosiła... alfo.
Spróbowałam się uśmiechnąć.
- Dzięki

* Imię Rose pochodzi z angielskiego od róży.

________________

Komentarze bardzo motywują. :)
Uwielbiam krytykę - tylko tą konstruktywną.
Zaktualizowałam postaci.
Do następnego!

8 komentarzy:

  1. Superowe! Czekam na następny rozdział xx. @craaazymofooss

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie zapowiadające się opowiadanie.
    Będę tu zaglądała.
    Czekam na nn i pozdrawiam. :)
    _____

    Zapraszam serdecznie do siebie na drugi rozdział.

    jedna-twarz-dwa-zycia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemnie się zapowiada, czekam na więcej :) Masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  4. Serio się wczytałam, masz talent do tego ;) ciekawie się zapowiada i nie mam żadnych zastrzeżeń co do rozdziałów :) będę zaglądała xo
    @LaVancesco

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następny rozdział :) @Vicky1Chocolate

    OdpowiedzUsuń
  6. umm bardzo fajny pomysl na opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, nie będę ukrywać, że mój komentarz ma na celu po prostu zareklamowanie bloga, co jednak nie zmienia faktu, że czytam twojego ;) jeśli ci to przeszkadza, to zignoruj, lub usuń komentarz.

    Czasem w życiu trzeba się poddać, a czasem trzeba walczyć dalej. Walka nigdy nie jest łatwa, ale najważniejsze, żeby mieć kogoś dla kogo warto walczyć. Kogoś kto zawsze będzie, mimo wszystko. Są jednak takie momenty, w których nic już się nie da zrobić. Momenty, w których trzeba się po prostu poddać. Czy w ich życiu nadszedł właśnie taki moment? Czy po wszystkich trudnościach, upadkach i walce nadszedł czas by się poddać? Oto historia dwóch przyjaciółek - Monici i Annie, które muszą się zmierzyć z światem. Z światem, który rani i z ludźmi, którzy niszczą chęć do dalszej walki. Walki, która może okazać się bezsensowna. Bo teraz zostały już tylko marzenia.

    Nie lubię zbyt wiele zdradzać na początek, zapraszam na : stay-with-me-angel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń